- Jestem zbulwersowana - napisała do naszej redakcji jedna z mam w czwartkowy ranek 6 października. - Kolejne drzewo do wycinki. Zdrowe, piękne, dające cień latem. To już drugie od września. Tamto drzewo też nie było jakieś chore. Tylko wystarczyło gałęzie przyciąć. Wyrąbali całe. Nie wystarczy przyciąć gałęzi? Nie! Trzeba wyrąbać całe! To jeden z nielicznych placów zabaw, gdzie jest cień. Jak wyrąbią wszystko, będzie jedna wielka patelnia. Nie wiem, kto podejmuje te decyzje, ale nie są fajne. Jestem wściekła.
Kobieta rozmawiała na miejscu wycinki z jednym z pracowników.
- Powiedział, że tylko jedno, to środkowe drzewo zagrażało, ale w jaki sposób??? Chodzę na ten plac zabaw. To drzewo było pochylone od zawsze a gałęzie miało długie i dzieciaki na nich się bujały. Wystarczyło je przyciąć a nie wyciąć - mówi poirytowana mieszkanka osiedla przy ul. 11 Listopada.
Plac zabaw należy do Spóldzielni Mieszkaniowej "Przyszłość". Jej administracja jakby z automatu na pytanie mieszkanki o powody wycinki drzew, odpowiada, że "to na wniosek lokatorów". Jednak jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim w Wyszkowie, który wydał zgodę na wycinkę, powody były inne.
- Spółdzielnia otrzymała zezwolenie na wycinkę topoli i wierzby. Wierzba była zagrzybiona, chora i zagrażała bepzieczeństwu. Topola natomiast była spróchniała i schorowana - informuje Mirosław Wysocki, naczelnik wydziału ochrony środowiska, który na wniosek SM "Przyszłość" w imieniu burmistrza wydał zezwolenie na wycięcie drzew.
Jak dodaje, nie była wykonywana żadna ekspertyza stanu drzew, natomiast urzędnicy dokonali rutynowych oględzin i po wizji w terenie uznali wniosek Spóldzielni o wycinkę za zasadny.
- Akurat tak się złożyło, że przy oględzinach obecna była nasza znajoma, pracownik SGGW i orzekła, że drzewa należy jak najszybciej wyciąć ze względu na ich stan - mówi Mirosław Wysocki.
Dodaje, że w zamian za wycinkę wierzby Spółdzielnia musi zasadzić dwa nowe drzewa o obwodzie 14 cm na wysokości 100 cm a w zamian za topolę - jedno nowe drzewo.
Administracja spółdzielni jest zdziwiona skargą i oburzeniem mieszkanki, bo - jak twierdzi - nikt nie zareagował, gdy wywiesiła ogłoszenia o planowanej wycince na klatkach schodowych w pobliskich blokach.
- Nie wpłynęły żadne protesty ani uwagi - słyszymy.
- Na mojej klatce takiego ogłoszenia nie było - mówi mieszkanka spółdzielni. - Skoro rzeczywiście powodem wycinki drzew był ich zły stan, to co dałyby uwagi i zastrzeżenia mieszkańców? Czy na nasze protesty spółdzielnia odstąpiłaby od wycinki drzew rzekomo zagrażających przewróceniem się? - pyta retorycznie.
Fot. Czytelnicy